Się robi

 Czego dawno nie było...

czasu. Na zrobienie czegokolwiek poza tym, co było trzeba do pracy, na studia... cóż, praca, którą się lubi, sama zabiera się o domu, a magisterka, jak się okazuje, sama się nie pisze. Jestem w szoku. Moje koraliki są w rozsypce. Sutasz i jedwabie są wprost rozdarte. Klej jest nieco zmieszany. Labradoryty i agaty po prostu skamieniały. Igły osłupiały, a sznurki płaczą ze mną, pytając: jak szyć?

Nie było również chęci. Wierzcie mi lub nie, ale dopadła mnie energiożercza pozimowa flora: niechcemisie, chandrakony, smutkoty, odchodzęodzmysłonie, wątpliwoły i depresjaki. Po obiedzie o 18, skończeniu (a raczej żałosnej rezygnacji ze) spraw bieżących na studia czy do pracy, patrzyłam na zegarek, na którym była już 22 (w te luźniejsze dni) czy 23 (w te nieco bardziej napięte), i nawet, jeśli którejś radosnej soboty między sprzątaniem a robieniem zakupów na następny tydzień udawało mi się znaleźć te 2-3 godziny dla siebie, wolałam posiedzieć niczym ameba z rozdziawioną głupawo gębą przed ekranem, oglądając śmieszne obrazki, niż zabrać się za tworzenie czegoś, co musiałabym przecież zaraz odłożyć i zerkać na to później co chwila, nie mogąc się skupić. 

Ale i tak się zabrałam.

... a co jest

Jest chyba trochę więcej zapału. Energii. Słońca. To chyba przez tę wiosnę. Może wpływ na to ma fakt, że przeprowadziłam się z mieszkania na 1. do takiego na 7. piętrze (czy powietrze wyżej jest jakieś czystsze?). W każdym razie – wszystko kwitnie, nabiera tempa (ja nie nabieram, ale czuję presję ;-) ), drzewa i krzewy się zielenią, to i u mnie jest zielono.

Kolczyki na życzenie pewnej pięknej rudej pani.




A tutaj mały teaser-trailer: również będzie zielono + pomarańczowo, ale trochę bardziej odważnie! :)



Komentarze

Prześlij komentarz