Biżuteryjna wymianka dobra na każdą okazję...

Wymianki biżuteryjne wciągają na maxa. 

To moja druga, a już wiem, że chcę wziąć udział w następnej. Co prawda za każdym razem bardzo stresuje mnie deadline, no i fakt, że jak na złość coś się zawsze wydarzy i czas leci jak powalony, a w głowie zamęt, ale dotychczasowe dwa razy udało mi się wyrobić z terminem.

Tym razem tematem akcji jednocześnie okazją do wymienienia się prezentami było mało znane święto, które obchodzimy właśnie dziś (znaczy się, kto obchodzi, ten obchodzi ;-) ); święto, które jako jedno z wielu sama jakiś czas temu zaproponowałam dla żartu, gdy poszukiwany był odpowiedni temat do takiej wymianki - Dzień Dużego Rozmiaru. Narodził się pomysł na Wymiankę XXL.

Interpretacja tematu była dowolna, i niektórzy na prawdę zaszaleli. Na przykład Paulina, która mnie wylosowała, ku memu zachwytowi i radości, zaszalała z zestawem widocznym na poniższych zdjęciach:


Nie dość, że autorka bezbłędnie trafiła w moje gusta estetyczne, to jeszcze trafiła w te praktyczne i smakowe... Nic dodać, nic ująć: nie tylko wisior, ale i radość tu jest XXL (PS. jedną z czekolad już wcięłam).

Jeśli podoba Ci się ten niezwykły wisior, którym obdarowała mnie koleżanka po fachu, koniecznie zajrzyj na jej stronę - wystarczy kliknąć w zdjęcie. :)




A co ja przygotowałam na wymiankę XXL?

W związku z finalizacją i obroną pracy magisterskiej, a następnie niezły młyn z wynajmowanym mieszkaniem i ostateczną przeprowadzkę (wiem, wiem, tłumaczę się), udało mi się tylko wykonać te kolczyki...

Żeby nie było - kolce zdecydowanie wpisują się w kategorię XXL, są wielgaśne, ale leciutkie. :) Planowałam jeszcze wisior, ale nie dałabym rady wyrobić się w określonym czasie, a nie chciałam wybornej artystce posyłać bubla robionego na szybko. Nadrobiłam zatem sporym kryształem, zestawem różnorakich koralików, pyszną czekoladą i zestawem pachnących herbatek (których, oczywiście, nie sfotografowałam w tym całym zmieszaniu.


Czemu CZSZY-DE?

Założenie było takie, by kolczyki przez swą wypukłość lepiej wisiały przy twarzy - są tak duże, że na płasko mogłyby odstawać i przeszkadzać, a przy rozpuszczonych włosach nawet psuć fryzurę. Jednak by kolczyki były jak najlżejsze w stosunku do rozmiaru postanowiłam je niczym nie wzmacniać - jak się okazuje, być może powinnam, bo już w transporcie trochę oklapły i nie są już tak intrygująco wygięte. 
Mimo wszystko podoba mi się ten wzór i koniecznie muszę zrobić podobne i poeksperymentować ze wzmocnieniem tyłu! :)


Ciekawi Cię, do kogo trafiły kolczyki? Kliknij w ostatnie zdjęcie (albo TU), a przeniosę cię na stronę artystki! :)

Komentarze

Prześlij komentarz